Gdzie nauczyciel może znaleźć inspirację? W zasadzie wszędzie! A pomyślałeś kiedyś, że w magazynie dla kobiet także? Kilka dni temu sięgnęłam po „Urodę życia”, w której niespodziewanie znalazłam intrygujący artykuł na temat roli współczesnej szkoły.
Nie dalej jak przedwczoraj opublikowałam wywiad z nauczycielką geografii – Renatą Lasek, który wywołał ogromne poruszenie. Jak się okazuje, sprawcą zamieszania był tytuł: „Bo nauczyciel to drugi rodzic”. Poza głosami zachwytu dla Reni, pojawiły się bardzo krytyczne opinie i wyrzuty typu: „Nie będę nikomu zastępować rodziców!”, „Takie połączenie ról nikomu nie wyjdzie na dobre!”, „Nauczyciel w żadnym razie nie jest jak drugi rodzic. Gdyby tak było, to należałoby stwierdzić patologię i pomieszanie ról.”
W gwoli wyjaśnienia, uważam, że to rodzic ma największy wpływ na swoje dziecko i takie jest jego prawo, a w zasadzie obowiązek, co zresztą zostało uwzględnione w konstytucji. Sama jestem mamą i nigdy nie pozwolę na to, aby ktoś zajął moje miejsce, a już na pewno nie szkoła. Jednak byłabym hipokrytką, gdybym twierdziła, że sama wychowuję swoje dziecko.
Muszę jeszcze wtrącić, że słowo „wychowuję” używam ze względów zwyczajowych, bardzo go nie lubię, w zasadzie się z nim nie zgadzam. Uważam, że nie ma czegoś takiego jak wychowanie dzieci. Jak to trafnie ujęła Kamila Rowińska „Dzieci się nie wychowuje, z dziećmi się żyje”. Liczy się tylko nasz przykład, to, co robimy, a to, co mówimy jest sprawą drugorzędną.
Począwszy od nauczania wczesnoszkolnego dziecko w szkole przebywa minimum 4 godziny na dobę. Z każdym rokiem coraz dłużej. Odejmując czas na sen i czas, kiedy rodzice są w pracy lub na zakupach, ile godzin faktycznie przebywają z dzieckiem?
Biorąc pod uwagę zajęcia pozalekcyjne, uczeń średnio spędza w szkole 7 godzin na dobę. To połowa dnia! W najlepszym wypadku dziecko w szkole przebywa tak długo jak w domu (oczywiście mówimy o dniach powszednich). Czy zatem jest możliwe, aby dziecko było jednostką wewnętrznie spójną, gdyby musiało wybierać między wartościami propagowanymi w domu, a tymi w szkole?
Mariusz Budzyński *, z którym rozmawia autorka ww. artykułu stwierdził: Szkoła powinna (…) wzmacniać to, co robią w tej materii rodzice. Nauczyciel powinien być zorientowany, jaką linię wychowawczą mają rodzice i tę linię wspierać. Tylko wtedy mamy szansę na skuteczność.
Kim więc w takim rozumieniu jest nauczyciel jeśli nie drugim rodzicem?
Wiem, że wielu nauczycieli nie chce słyszeć o tym, że wychowuje młodzież. Przyznam, że nigdy nie mogłam zrozumieć tego oburzenia i chyba nigdy nie zrozumiem. Przecież niejednokrotnie się podkreśla, że poniekąd każdy nauczyciel jest wychowawcą.
Poniekąd, bo przecież każdy człowiek jest wypadkową wielu czynników. Na to kim jesteśmy i w którym miejscu się znajdujemy miało wpływ wielu ludzi, wiele okoliczności, a przede wszystkim wiele naszych przekonań. Z tym, że i one też nie biorą się znikąd. Znowu wracamy do ludzi, których spotkaliśmy na swojej drodze. Do rodziców, dziadków, nauczycieli, przyjaciół.
Im szybciej zdamy sobie sprawę z tego, jak silny wpływ wywieramy na naszych uczniów, tym lepiej dla nich i dla nas. I tutaj absolutnie nie ma mowy o zrzucaniu odpowiedzialności z rodzica na nauczyciela, tutaj chodzi o współpracę. Bardzo mocno podkreśliłam to w liście nauczyciela do rodziców. Czy na takie słowa zdecydowałby się niezaangażowany pedagog?
Całe zamieszanie w sprawie roli współczesnej szkoły w zasadzie opiera się na tym słowie – zaangażowanie. Nie jestem zwolennikiem poświęcania swojego życia uczniom, bo to nie jest zdrowa sytuacja, ani tym bardziej wzorzec godny postawy. Unieszczęśliwiając siebie, unieszczęśliwiamy innych. Skuteczny nauczyciel to asertywny nauczyciel, czyli po prostu człowiek odpowiedzialny.
Dzisiaj wiedza jest tak szeroko dostępna, że dziecko może się uczyć w zasadzie wszędzie. Jak to ujął Mariusz Budzyński: Zdobywanie wiedzy i umiejętności zawędrowało za przyczyną choćby Internetu „pod strzechy”.
Z kolei współczesna rodzina straciła swój status quo. Rozluźniają się więzi. Rodzice nie mają czasu dla swoich dzieci. Wielokrotnie przecież na to narzekamy. Czas zatem spojrzeć prawdzie w oczy. Skoro wszystko wokół się zmienia, funkcja szkoły także uległa zmianie.
fot. link
Czas spakować swoje błędne przekonania. Nie tylko szkoła uczy i nie tylko szkoła wychowuje. „Nie tylko”, ale też!!!
Zastanawiasz się co zrobić, aby proces wychowania był spójny? By nauczyciele i rodzice grali do tej samej bramki? By nie trzeba było na zebraniach odczytywać takich listów?
Nie wolno sadzać rodziców do zbyt małych stolików (dosłownie i w przenośni; nikt nie lubi Gombrowiczowskiego upupienia), kazać im siebie słuchać jak wyrocznię, przestać wciąż tylko oczekiwać, wymagać i rozliczać.
A co zrobić? Rozmawiać jak z partnerem. Dla partnerów biznesowych celem działania jest rozwój ich biznesu. Potraktujmy uczniów, a w zasadzie ich przyszłość jak najlepszą inwestycję z możliwych i zacznijmy prowadzić konwersację na wysokim poziomie. Na wysokim poziomie obopólnego szacunku, zaangażowania i odpowiedzialności.
Pedagogika dialogu zdaje się być złotym środkiem. Znowu odwołam się do wspomnianego wywiadu. Mariusz Budzyński powołuje się na praktykę stosowaną w jego szkole. W liceach ALA każdy uczeń wybiera indywidualnego opiekuna – tutora. Spotykają się raz w miesiącu na godzinę, rozmawiają nie tylko o planowaniu nauki, ale również o wartościach, przyszłości, problemach w środowisku itd. Tutorzy rozmawiają oczywiście także z rodzicami. Dopiero po osiągnięciu pełnoletniości uczeń może zdecydować, że rodzice przestają brać udział w tych spotkaniach i to się zdarza.
W tradycyjnej szkole nie ma tutorów, nie ma relacji jeden na jeden. Jest jeden wychowawca i trzydziestu uczniów. Czy ten jeden wychowawca jest w stanie poświęcić każdemu odpowiednią ilość uwagi?
fot. link
Dlatego właśnie uważam, że każdy nauczyciel (nie tylko wychowawca) pełni namiastkę rodzica w szkole. Nie jest jego absolutnym zastępcą, ale kontynuatorem. Tutoring i coaching to według mnie najlepsze kierunki dla rozwoju edukacji. Koniecznie powinny stać się elementami szkolnej rzeczywistości, jeśli chcemy być skutecznymi nauczycielami.
Wiedza, umiejętności, postawa i wartości – co według Ciebie ma najwyższą wartość? Który z tych filarów jest niezbędny do budowania spełnionego życia? Sam sobie odpowiedz na to pytanie. Ja wybieram wszystkie, ale w odwrotnej kolejności, zacznę od wartości, a skończę na wiedzy. I tym właśnie planuję się zająć w swojej pracy w szkole i na blogu.
„Dotykam przyszłości, uczę”, a nie tylko wykładam wiedzę, bo to zdecydowanie za mało.
A Ty jak uważasz?
* Mariusz Budzyński – autor metody dydaktyczno-wychowawczej ALA – Autorskich Liceów Artystycznych i Akademickich oraz założyciel i dyrektor tych szkół we Wrocławiu, dyrektor merytoryczny Instytutu Tutoringu Szkolnego, twórca metody szkolnego tuto ringu wychowawczo-rozwojowego, nauczyciel historii i WOS.