Czytanie to czas dla drugiego człowieka, uwaga, nauka mowy i pojęć, budowanie światopoglądu, logiczne myślenie, rozwój emocjonalny, itd. Nie do przecenienia! Niby wiedzą o tym wszyscy, bo któż nie słyszał o akcji „Cała Polska czyta dzieciom”, ale czy Ci najbardziej zainteresowani do tego się stosują? Myślę w tym momencie nie tylko o rodzicach, ale nauczycielach i Ministerstwie Edukacji.
NAUCZANIE PRZEZ CZYTANIE
Mało tego, wychowanie przez czytanie! Oczywiście posłużyłam się tutaj skrótem myślowym, ponieważ nie ma czegoś takiego jak wychowanie dzieci. Z dziećmi się żyje. Czytający rodzice mają czytające dzieci. Jeśli dziecko nie widzi czytającego rodzica, sam nie będzie sięgał po książki, bo tego nie zna.
Wielką szkodę czynią nieczytający rodzice, nie tylko dzieciom, ale też sobie. Materiał literacki daje tak szeroki wachlarz możliwości, jak żaden inny środek dydaktyczny. Najnowsze cuda technologiczne nie są w stanie przebić wartości czytanego tekstu. Dlatego właśnie zostałam polonistką Wystarczy dobrze dobrać tekst, do wieku, możliwości, ambicji i tematyki, a potem to już dzieją się cuda. Można więcej na ten temat przeczytać w publikacjach Koźmińskiej i Olszewskiej „Z dzieckiem w świat wartości” i „Wychowanie przez czytanie”.
Kiedy dziecko przestaje się uczyć? Nigdy!!! Uczymy się cały czas. Tak samo jest z czytaniem. Dlaczego tak samo? Ponieważ nauka z czytaniem są nierozerwalne, jedno bez drugiego nie istnieje. Zatem najbardziej naturalnym sposobem na skuteczną edukację, jest promocja czytelnictwa. Ale taka rzetelna, z prawdziwego zdarzenia. Nie na chwilę, doraźnie, a systemowo.
Od kiedy i jak długo powinno się dziecku czytać? Od samego początku, czyli już w okresie prenatalnym. Bardzo ciepło wspominam ten czas, kiedy będąc w ciąży czytałam na głos mojej córeczce, na zmianę z mężem Już wtedy rodzi się ta nieopisana więź, która ma przetrwać całe życie, więc warto inwestować w nią od samego początku. Największą rolę w edukacji dziecka pełni rodzic. Absolutnie i niepodważalnie! Szkoła go nie zastąpi. To, czego rodzic w tym zakresie nie zapewni, żadna instytucja nie zrekompensuje. Pierwszymi nauczycielami czytania powinni być rodzice. I czytać należy dzieciom jak najdłużej, mówi się, że przynajmniej do 12. roku życia. Błędem jest powszechna praktyka dyktująca zakończenie czytelniczych wieczorów rodzinnych wraz z rozpoczęciem szkoły przez dziecko. Ono nadal bardzo tego potrzebuje.
Szkoda, że działania Ireny Koźmińskiej nie zainteresowały Ministerstwa Edukacji na tyle, aby wprowadzić codzienne czytanie uczniom do szkół, przynajmniej podstawowych. Oczywiście są placówki, które biorą udział w programie „Czytające szkoły”, ale to nadal dzieje się sporadycznie. Na szczęście wszędzie są świadomi nauczyciele z pasją, którzy niezależnie od systemu działają mądrze i dla dobra swoich uczniów. Nie bójmy się przeznaczać cząstki lekcji na głośne czytanie. To najlepsze co możemy uczynić dla naszych podopiecznych. Jeśli zastanawiasz się jak to zrobić, możesz zerknąć na pewną propozycję, Kącik Miłośników Książek.
Przyznam, że praktykowałam takie „głośne czytanki” na każdym poziomie edukacyjnym i zawsze spotykało się to z zainteresowaniem uczniów. To rodzi spokój i uważność na słowa. Tę umiejętność w zabieganym świecie gdzieś tracimy, co jest niezbędne dla rozwijania myślenia analitycznego, słuchania ze zrozumieniem i umiejętności wyciągania wniosków. Poza tym, poświęcając czas lekcji na czytanie, pokazujemy dzieciom jak bardzo jest to ważne. Słowa tyle nie zdziałają. W ten sposób wpoimy im nawyk samodoskonalenia, który cudownie zaowocuje w przyszłości.
SMUTNA DIAGNOZA
Chociaż żyjemy w XXI wieku, na naszych oczach rozkwita technologiczne bum, mamy do czynienia z analfabetyzmem wtórnym i analfabetyzmem funkcyjnym. Oduczamy się czytać przez zaprzestanie działania albo potrafimy przeczytać tekst, ale go nie rozumiemy. Dlaczego tak się dzieje?
Badania wykazują, że dziecko najpłynniej i najpełniej uczy się w wieku od 0-6 lat. Zatem jeśli szkoła uczy czytać dopiero w wieku 6-7 lat, to o 6 lat za późno.
Poza tym program jest tak stworzony, że wprowadzamy kolejno każdą literkę, więc nie możemy od razu pokazać dziecku jak się czyta, tylko uczymy go rozszyfrowywania literek. Wpajamy przyszłemu czytelnikowi, że czytanie to tylko odkodowywanie tekstu, które de facto jest bez sensu. Bo cóż innego można powiedzieć o tym: Lej myj kraj maj to raj ojej olej baj baj baj. To jedna z pierwszych czytanek szkolnego elementarza.
Tego typu infantylne teksty robią więcej szkody niż pożytku. Dobór materiału literackiego, na którym pracujemy jest nie do przecenienia. Zapraszam Cię do lektury artykułu na ten temat. Przecież czytamy po to, aby czegoś się dowiedzieć. To podstawowa funkcja tej umiejętności. Jeśli jej zabraknie spychamy czytanie do sterty nudnych, niepotrzebnych, pochłaniających czas czynności. Stąd właśnie bierze się powszechne przeświadczenie, że w dorosłym życiu nie ma czasu na książki. Czytało się w szkole, bo się musiało.
Mark Twain kiedyś powiedział: Człowiek, który nie czyta książek, nie ma żadnej przewagi nad tym, który nie potrafi czytać. Zatem samo nauczenie techniki czytania, co dla szkoły stanowi priorytet (przynajmniej na etapie wczesnoszkolnym), jest pozbawione sensu i nie rokuje dobrze na przyszłość.
JAK UCZYĆ CZYTANIA?
Fonetyka, chociaż autentycznie pokochałam ten dział w trakcie mojej studenckiej edukacji, zawsze podskórnie wzbudzała we mnie lęk. Lęk przed wprowadzaniem tych zagadnień w szkole, zwłaszcza podstawowej. Gdy mówiłam o głoskach i literach, czułam się jak klaun. Miałam wrażenie, że to tylko sztuka dla sztuki, bo podstawa programowa ponad wszystko.
Dzisiaj już wiem, że, o ile ten dział nie zniknie z obowiązującego nas dokumentu, poświęcę na niego absolutnie minimalną ilość czasu i postaram się to uprościć do granic możliwości. Dlaczego? Posłużę się tutaj wypowiedzią Ireny Koźmińskiej: Głoskowanie jest trudne nawet dla dorosłych! To nie jest nauka czytania, ale dekompozycja mózgu, bo normalnie mózg odbiera świat dźwięków całościowo: już w wieku czterech miesięcy niemowlę odróżnia język ojczysty od innego, a dwulatek nie ma problemu, gdy mówimy do niego pełnymi zdaniami, nawet szybko.
Czytanie to nic innego jak rozumienie napisanego tekstu. I gdyby tej zasady trzymano się w szkołach, gwarantuję, że minimum 80% dzieci uwielbiałoby czytanie. A ponieważ nauka czytania związana jest z głupim, nudnym i ograniczającym poznawaniem literek, mało które dziecko to lubi.
Ciekawe, że kiedy uczymy się języka obcego, poznajemy całe wyrazy od razu. Nie można takiej metody wprowadzić na języku polskim? Czytanie globalne przynosi znacznie więcej korzyści. Metoda Glenna Domana jest znana na całym świecie. Wprawdzie została stworzona dla dzieci upośledzonych, ale są także badania potwierdzające niesamowite efekty wśród dzieci zdrowych. To metoda, która opiera się na naturalnej aktywności dziecka. Można ją stosować od niemowlęctwa po okres przedszkolny i szkolny. Jestem nią zachwycona! Eksperymentuję ją już od kilku miesięcy na mojej 15. miesięcznej córeczce i z radością obserwuję jej rozwój. A co mnie cieszy najbardziej, już ma tak wpojoną miłość do książek, że wspólne czytanie to dla niej najlepsza zabawa
Jak metoda Domana wygląda w praktyce? Można zakupić gotowe karty. Na każdej znajduje się wyraz i adekwatna ilustracja, a na jej odwrocie sam napis. Najpierw czytasz dziecku pięć wybranych wyrazów, codziennie przez kilka dni. Pokazujesz mu stronę, na której widnieje obrazek i napis. Z czasem dziecko zacznie zapamiętywać układ liter do tego stopnia, że będzie w stanie wskazać słowo, o które go poprosisz, patrząc tylko na kartę bez ilustracji. Można też wykonać napisy samodzielnie. Wystarczy blok techniczny i czerwony marker. Kartki składasz w pionie na pół i piszesz na nich podstawowe wyrazy z otoczenia dziecka. Na każdej karcie jedno słowo. Czcionka taka, jaka jest stosowana w książeczkach dla dzieci. Zaczynamy pracę od pięciu wyrazów (najpierw rzeczowniki, przymiotniki, czasowniki na końcu), które powtarzamy codziennie w seriach od 3-9 powtórzeń. Następnie przechodzimy do wyrażeń dwuwyrazowych. Najważniejsze jest, aby dbać o dobrą atmosferę, by nauka czytania kojarzyła się dziecku z czymś bardzo pozytywnym.
Czytanie globalne bazuje na umiejętności fotograficznego zapamiętywania, jaką posiadają małe dzieci i na nauce poprzez zabawę. Wykorzystując naturalne predyspozycje dziecka możemy stworzyć na tyle dogodne warunki, że będzie się ono uczyło mimochodem. Tę metodę powinniśmy stosować maksymalnie często, w domu, na spacerze, w piaskownicy. Czytanie globalne daje gwarancję, że dziecko chętnie będzie sięgało po książki, gdyż skojarzenie tej czynności z zabawą, miłą atmosferą i czasem spędzonym z rodzicem, pozytywnie zaprogramuje jego podświadomość.
NALEŻY ODEJŚĆ OD CYFRYZACJI NAUCZANIA
Jeśli chcemy zaszczepić chęć czytania książek, nie róbmy sobie konkurencji w postaci nowych technologii. Tym bardziej, że dzisiaj mamy już do czynienia z przesytem screen mediów. Pokolenie naszych uczniów generalnie jest wychowane w pędzie. Rodzice nie mają dla nich czasu, ale mogą im zaoferować nowinki techniczne i oferują. Gdy dziecko, które nie jest przyzwyczajone do uważności dla jego osoby i jego potrzeb, zderzy się z postawą nauczyciela, który ma dla niego czas, który mu czyta, rozmawia z nim, będzie zachwycone.
Wiadomo też, że nadmiernie wykorzystywane media elektroniczne zaburzają rozwój, o czym dosyć szeroko pisałam już TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ, że nowe technologie służą dorosłym, ale są szkodliwe dla dzieci, jednak nadal panuje trend cyfryzacji nauczania, który według mnie jest bardzo szkodliwy. W wysokorozwiniętych krajach Azji odchodzi się od niego, okazało się bowiem, że koszty społeczne są za wysokie. My bezkrytycznie naśladujemy w tym bogate społeczeństwa już od najwcześniejszego etapu edukacji, nie bacząc na fatalne skutki, o których piszą Nicholas Carr i Manfred Spitzer.
Uczymy dzieci krytycznego myślenia, więc sami się nim posłużmy. Nie każda moda niesie ze sobą faktyczną wartość. Postarajmy się, aby naszym uczniom z przyjemnością nie kojarzył się komputer czy tablet, ale stare, dobre papierowe książki. W świecie reklam bałamutnych treści trzeba zdobyć wiedzę i stać się samemu menedżerem zdrowia i rozwoju własnych dzieci. Czytanie książek to prosta droga do tego celu.
Na koniec pozwolę sobie zacytować wypowiedź Ireny Koźmińskiej: Nie wychowamy Roberta Lewandowskiego, jeśli nasz syn zamiast biegać i trenować, będzie tylko oglądał mecz w telewizji.
ŹRÓDŁA:
Alina Gutek: Czytam, więc jestem, wywiad z Ireną Koźmińską, [w:] „Zwierciadło”, czerwiec 2016.
Angelika M. Talaga: Szkoła nie nauczy: czytanie, https://www.youtube.com/watch?v=vvq5nHZkPXI