fot. link
Wiecznie uśmiechnięta, pozytywnie zakręcona, znana, autorka ponad 60. książek, podróżniczka, dziennikarka, fotografka, ilustratorka. Wiele osób chciałoby prowadzić takie życie jak ona, Beata Pawlikowska. Jednak niewielu wie, że cudem nie utonęła w wielkim czarnym oceanie depresji. W tym roku napisała książkę „Wyszłam z niemocy i depresji, TY TEŻ MOŻESZ”.
Mam świadomość, że w niektórych kręgach książka ta jest krytykowana. Jednak ja się cieszę, że ją przeczytałam. To ważny głos w dobie permanentnego i wszędobylskiego sukcesu, królującej amerykańskiej mentalności, bezmyślnego powtarzania, że mam się dobrze i wszystko jest ok.
Nie można jej traktować jako podręcznika. To nie jest publikacja naukowa, raczej pamiętnik.
W tytule recenzji specjalnie nie użyłam słowa „zwycięstwo”, chociaż aż się o to prosiło. Chciałam, za autorką zresztą, przeciwstawić się trendowi ciągłego wygrywania. Bo depresja to nie wstyd! To choroba, z której można się wyleczyć. Nie polecam stosowania porad Pawlikowskiej bez konsultacji z lekarzem, ale uważam, że jej opowieść może stać się dla wielu pomocą. Chociażby dla rodzin, które nie potrafią zrozumieć, co ich bliski przechodzi.
Książka rozpoczyna się słowem „rozpacz”, a kończy kolorowymi zdjęciami uśmiechniętych ludzi z rożnych zakątków świata. Na ponad 400. stronach Pawlikowska przedstawia swoją podróż od smutku i niemocy do pełni szczęścia. Jednak szczęścia nie pojmuje w kategorii bywania na okładkach kolorowych czasopism z przyklejonym śnieżnobiałym uśmiechem, ale wewnętrznym spokojem, harmonią, integralnością tego kim chciałbyś być, a kim jesteś.
Pawlikowska wyznaje coś, czego doświadcza coraz więcej ludzi, ale większość boi się do tego przyznać.
Prowadziłam teoretycznie „normalne życie”. Byłam niezdolna do konstruktywnego działania. Chwytałam się tylko skrajności, które były jak krzyk bezsilnej rozpaczy i zawsze kończyły się porażką.
Chodziłam do pracy i spotykałam się z ludźmi, ale w ich obecności automatycznie nakładałam maskę z fałszywym uśmiechem. Myślisz, że ktoś się zorientował? Chyba nie.
Z mojej dzisiejszej perspektywy wynika, że większość ludzi w naszej zachodniej cywilizacji cierpi na to samo, co ja wtedy, czyli stan permanentnej depresji, która staje się czymś tak naturalnym, że przestaje się na to zwracać uwagę.
Czytelnik zostaje przeprowadzony przez wszystkie fazy depresji, której doświadczyła autorka, w taki sposób, jakby się jemu zwierzała. Podczas lektury będziesz miał poczucie, że opowiada o tym tylko Tobie.
Dzięki lekkiej, przyjacielskiej narracji znajdziesz w swoim umyśle przestrzeń na ważne i niełatwe refleksje, o które byłoby znacznie trudniej, gdybyś czytał publikację stricte naukową.
Książka zbudowana jest na metaforze komputera. Pawlikowska bardzo często porównuje mózg do twardego dysku. W nim tkwi źródło depresji, ale i szansa na jej uleczenie.
Z mojego doświadczenia wynika, że depresję można skutecznie i trwale wyleczyć tylko w jeden sposób. Znaleźć błędne dane, zastąpić je prawidłowymi i wgrać je na nowo do pamięci komputera.
Mówiąc inaczej – znaleźć autodestrukcyjne przekonania istniejące w twojej podświadomości, sformatować je na nowo w konstruktywny i wspierający sposób, a potem nauczyć się ich na pamięć tak mocno i tak głęboko, żeby zaczęły samodzielnie funkcjonować w podświadomości.
Mówiąc jeszcze inaczej – trzeba znaleźć błędne mapy, zdobyć nowe, prawidłowo rozrysowane mapy, a następnie nanieść na pamięć tak mocno i tak głęboko, żeby zaczęły samodzielnie funkcjonować w podświadomości.
Wtedy wszystko się zmieni. Komputer w niczym nie zawinił, więc nie trzeba go wymieniać na nowy. Wszystkie zewnętrzne aplikacje i urządzenia towarzyszące też działają poprawnie. Jedynym problemem są zafałszowane dane, które wywołały zapaść systemu.
Przyznam, że liczne powtórzenia mogą być uciążliwe, szczególnie dla polonistów , ale Pawlikowska już ma taki styl. Słynne „rozumiesz, prawda?” jest w jej książkach charakterystyczne. Uspokajam, w „Wyszłam z niemocy …” pojawia się rzadko
Jednak nadzieja jaką obdarza czytelników jest bezcenna. Nadzieja, za którą idą konkretne narzędzia. O nich będzie nieco później. Poza tym, w kontekście depresji, myślę że ogromna wartość ma także zrozumienie. Myślę sobie, że ktoś, kto się z nią boryka, odnajdzie tutaj ukojenie.
Wróćmy do wspomnianego komputera. Programowanie umysłu, choć brzmi to dość egzotycznie, jest rzeczywistością rozgrywającą się od wczesnego dzieciństwa, przez okres szkolny, po tzw. dorosłość. Dla nas jako nauczycieli i rodziców to szczególnie cenna informacja.
Przyczyną tych wszystkich nieszczęść jest baza danych znajdujących się w podświadomości, a ponieważ są to informacje przekazywane z pokolenia na pokolenie, pobierane przez dzieci od rodziców (i innych dorosłych) nie tylko w formie słów, ale poprzez obserwacje ich zachowań i reakcji, to czasem powstaje z tego chaos pełen sprzeczności.
No właśnie, dochodzimy do sedna sprawy. Niemoc, która, jeśli człowiek się jej nie przeciwstawia, nieuchronnie prowadzi do depresji, bierze się ze sprzecznych komunikatów.
Jeżeli twoja mama mówi, że cię kocha, ale jednocześnie traktuje cię w sposób pozbawiony szacunku, wyzywa cię obraźliwymi słowami, bije cię w bezsilnej złości, czasem patrzy na ciebie niechętnie, czasem przytula, ale czasem odrzuca, to jak myślisz, jaki wniosek wyciągnie podświadomość? Czy myślisz, że uwierzy w to, że twoja mama cię kocha i że zawsze jesteś z nią bezpieczny? (…) Jeżeli w dzieciństwie podświadomie uwierzysz w to, że świat jest groźnym chaosem, a ty jesteś gorszy, nieważny i musisz zasłużyć na to, żeby ktoś zechciał cię kochać, to przez całe późniejsze dorosłe życie instynktownie będziesz reagował przesadnym strachem albo agresją, będziesz odczytywał neutralne zdarzenia jako wyrok na siebie, będziesz żebrał o akceptację i potwierdzenie swojej wartości. I będziesz czuł się samotny, odepchnięty i nieszczęśliwy.
Warto sobie zdać sprawę z tego, jaka odpowiedzialność na nas ciąży. Oczywiście i rodzicom i nauczycielom mają prawo zdarzyć się gorsze dni, gorsze chwile, ale nie mogą one zaważyć na braku poczuciu bezpieczeństwa naszych podopiecznych.
Tak naprawdę nasze słowa i zachowania przyczyniają się do nawyków myślowych naszych dzieci i uczniów. A siła nawyku jest przemożna! Pisałam o tym TUTAJ. Może nawet wkroczyć w Twoją życiową przestrzeń poza świadomością. Zły nawyk to kwestia nieświadomie wyuczonego przyzwyczajenia, a nie świadomego wyboru.
Takim złym nawykiem jest negatywne myślenie, poczucie niższości, wyobcowanie, brak poczucia bezpieczeństwa, potrzeba nieustannego zdobywania dowodów akceptacji, manipulowanie bliskimi w celu zdobycia ich uwagi, instynktowne posługiwanie się kłamstwem, poszukiwanie ulgi w używkach, zachowania autodestrukcyjne, wpadanie w uzależnienia od osób, substancji, czynności albo rzeczy.
Twoja depresja jest konsekwencją zapętlenia się takich właśnie nieświadomie wyuczonych destrukcyjnych nawyków.
Zły nawyk trudno zmienić. Czasami trwa to bardzo długo. A nawyk złego myślenia o sobie jest ponadprzeciętnie trudny do wykorzenienia. Pawlikowska wałczyła z depresją dwadzieścia pięć lat. W końcu zrozumiała, że w pewien sposób musi na nowo sama siebie wychować, a tak naprawdę swoją podświadomość. Pisze o ciężkiej i żmudnej pracy, jaką musiała nad sobą wykonać.
Mniej więcej od połowy książki rozpoczyna się „część praktyczna”, z konkretnymi radami, narzędziami i ćwiczeniami do wykonania. Autorka relacjonuje co jej osobiście pomogło wyjść z depresji. Wspomina m.in. o konieczności podjęcia decyzji zmiany (bo w decyzji wszystko ma swój początek), o odpowiedzialności za siebie, codziennych spacerach, zdrowej diecie (ten punkt jest mi szczególnie bliski!!! O diecie dla mózgu pisałam TUTAJ i TUTAJ), codziennych sesjach wdzięczności, codziennym ruchu, treningach – chociażby jeździe na rowerze (o fitnessie dla mózgu możesz przeczytać TUTAJ).
Ze wszystkimi wskazówkami Pawlikowskiej się zgadzam. Poza jedną – medytacją. Uważam, że tylko holistyczne myślenie o człowieku ma sens, więc nie chodzi mi o ignorowanie sfery duchowości. Wręcz przeciwnie. Wierzę, że to zbyt poważna sprawa, aby „puszczać” ją w taki „niebyt” pt. medytacja. Nie będę się jednak nad tym rozwodzić, ponieważ to tak naprawdę materiał na odrębny artykuł, a może nawet książkę. Powiem tylko tyle, mimo, iż medytacja jest teraz bardzo modna i nośna, ja wolę korzystać z modlitwy.
Książkę czyta się szybko i lekko, chociaż rodzi niełatwe wnioski. Jeden z nich brzmi – konieczna jest CODZIENNA praca na sobą. Nie z doskoku, ale systematycznie należy kształtować dobre nawyki, które mogą stać się ratunkiem dla nas, naszych dzieci i naszych uczniów. Jednym z nich jest umiejętność przyznawania się do swoich słabości, w tym do chwilowej niemocy, a zwłaszcza permanentnej depresji. Tylko w ten sposób ktoś będzie mógł nas usłyszeć i pomóc.
Jeśli myślisz, że chciałbyś przeczytać tę książkę, zrób to. Przecież „wszystko zaczyna się od myśli”
Zaprogramuj swój komputer i działaj!
* Wszystkie cytaty pochodzą z recenzowanej książki.