No i stało się to, czego się obawiałam. Zrobiłam rozliczenie ze samą sobą. Wniosek? Balansuję na krawędzi. Może i lepiej, bo na krawędzi jest zawsze luźniej i łatwiej dojść do wyznaczonego celu. No ale krawędź to krawędź i nie zawsze jest tam wygodnie.
Lubię myśleć sobie, że żyję w zgodzie ze swoimi wartościami, przekonaniami, w zgodzie ze swoją naturą… I tu – w tej sferze (i jestem z tego dumna) panuje równowaga. Super, ale… uświadomiłam sobie także, jak wiele miejsca w moim życiu zajmuje praca i wszystko to, co jest z nią związane – przygotowanie, lektura, śledzenie ciekawych i pożytecznych wpisów na portalach. Czy to dobrze? Wielu mówi: nie pracuj tyle, odpocznij, znajdź czas dla siebie, znajdź czas dla przyjaciół, rodziny… Ale to jest właśnie moje życie – tak wygląda moja równowaga – harmonia między domem – pracą – psychiką.
Tak sobie myślę, że to taki mój osobisty work life balance. Każdy człek przecież jest inny i każdy ma swój sposób na znalezienie swojej własnej równowagi. Nie ma recepty na życie, a już z pewnością nie ma takiej, która nadawałaby się dla każdego. Każdy z nas ma przecież swój światopogląd, swoje umiejętności i doświadczenia. I tak dla kogoś work life balance to czas z rodziną i przyjaciółmi, dla kogoś innego odpoczynek, relaks i czas spędzony na hobby, a jeszcze dla kogoś innego to kariera zawodowa oraz samodoskonalenie i rozwój. Oczywiście nie oznacza to, że skupiając się na pracy należy zrezygnować z rodziny, przyjaciół czy hobby. Nawet nie wolno tego robić.
Tak jest ze mną. Dokładnie tak. Praca, kontakt z ludźmi, służenie im pomocą i oddanie się mojej „misji” z jednej strony i mój dom, dzieci, wnusio, którzy dają mi energię i siłę, aby godzić to wszystko – z drugiej strony. Bez nich nie działoby się nic.
Myślę, że dopóki ktoś lubi pracować (ja zaliczam się do tych osób), czuje się w pracy szczęśliwy i spełniony, to nie trzeba szukać dziury w całym. To jest właśnie taka „osobista” równowaga, więc nie ma konieczności wprowadzać zmian na siłę. W końcu, każdy chyba wie, kiedy czuje się zrównoważony i spełniony. Fakt – termin „work life balance” sugeruje coś innego. Czyli swój czas powinno się mniej więcej równo podzielić na dwa obszary: pracę i życie. Zadaję sobie jednak pytanie: po co? Po co mi jakiś sztuczny podział? Praca jest przecież częścią mojego życia. Nie stanowi dla mnie oddzielnego obszaru. Więc może powinnam raczej mówić o life balance. Tak byłoby sensowniej.
Dla mnie życie jest jak worek. I tam można znaleźć dokładnie wszystko (trochę tak jak w damskiej torebce). Worek = 24 godziny. W tym czasie jest miejsce na pracę, książkę, film, dzieci, wnusia. Ważne jest jednak to, aby na każdą godzinę z tych 24 patrzeć jak na całość. Mam świadomość, że jestem na krawędzi: wiele godzin spędzonych w pracy, obowiązki w domu, spełnienie się w roli matki. Ale w moim przypadku gorzej by było, gdybym tego wszystkiego nie miała. Czemu? Bo ludzie, z którymi codziennie przebywam, dają mi energię. To dzięki nim mam siłę wstać każdego ranka, ładować baterie i iść do przodu. To czyni mnie szczęśliwszą, spełnioną i zadowoloną z siebie.
Aby jednak nie zwariować, robię „przegląd” siebie. Ile czasu spędzam na oglądaniu telewizji, śledzeniu postów na fb, odpowiadaniu na maile. Ile czasu spędzam po prostu bezproduktywnie. I tu następuje moment samodyscypliny i kontroli. Czyli życie z zegarkiem w ręku. Jeżeli czuję się „zagrożona”, to potrafię ograniczyć obecność „przeszkadzaczy”. I na pewien czas następuje swego rodzaju „oczyszczenie”, co przynosi ulgę (to też element balansu). Staram się ograniczać rzeczy, które mnie rozpraszają – wyłączę telewizor, odłożę komórkę – wtedy rośnie efektywność mojej pracy (domowej i zawodowej). Ja czuję ulgę, zadanie jest wykonane i ogólnie czuję się lepiej.
Staram się być elastyczna – jeżeli wiem, że będę mieć trudność, aby dojechać na ciekawe szkolenie do innego miasta, albo godziny są dla mnie nieatrakcyjne – wtedy wybieram opcję online. Wiem, że ciekawiej jest spotkać się z fajnymi ludźmi, ale czasem to po prostu koliduje z moimi innymi zajęciami lub po prostu nie chcę wyjeżdżać z domu. Więc łącze przyjemne z pożytecznym. To samo w drugą stronę: zajęcia, które prowadzę, odbywają się częściowo online. Także po to, aby być w domu i czuwać nad wszystkim jak bogini ogniska domowego.
W to, co robię jestem zawsze bardzo zaangażowana. Ważna jest dla mnie perfekcja. To czasem uciążliwe, bo ludzie zadowoliliby się pewnie połową tego, co im proponuję, ale nie ja. Lubię pochwały, docenienie ze strony zadowolonego klienta (rodzica, dziecka, słuchacza). To daje mi szczęście i gwarantuje balans.
W ciągu dnia wchodzę w różne role. Różne role pełnię w pracy i różne w domu. Pogodzenie ich to właśnie dla mnie work life balance. Staram się wszystko zaplanować, aby nie przegapić terminów, sprawdzić oceny dziecka na librusie, zadzwonić do mamy i zapytać o samopoczucie. Ostatnio zagospodarowałam sobie korkową tablicę i na szpileczkę przyczepiam (w widocznym dla mnie miejscu) karteczki z hasłowym komunikatem (testowanie poniedziałek-18, mail-Pani Kasia – wysłać rano….). Wprowadziłam kolory, aby treści były czytelniejsze i to działa. Dla zachowania swojej „osobistej” równowagi staram się żadnej z ról nie zaniedbywać, bo to spowodowałoby wyrzuty sumienia i dyskomfort.
Musze też mieć moment tylko dla siebie: oglądam wieczorem jakiś film, czytam przed zaśnięciem kilka stron książki (zawsze mam przy sobie ołówek, aby zapisać lub zaznaczyć fragmenty, które kiedyś mogą mi się przydać).
Tak więc mój „krawędziowy” balans to:
kontrola własnego czasu + elastyczność + eliminacja „rozpraszaczy” + cel i spełnienie w pracy oraz w domu.
PS
Nie wszystko oczywiście jest takie idealne – bo w ten rozkład wpisać muszę jeszcze zadbanie o moje zdrowie i odrobinę sportu – wtedy będę już mega zadowolona z siebie…. A i à propos… idę myć podłogę…, bo dla zachowania spokoju, umiaru i ogólnej równowagi potrzeba mi jeszcze odrobiny zagospodarowanej i uporządkowanej przestrzeni
Anna Życka – z wykształcenia jest germanistką. Od wielu lat pracuje jako nauczyciel i lektor. Udało jej się w życiu połączyć zawód i pasję. Jest Trenerem Biznesu – ale jej działania szkoleniowe nie bazują na biznesie a raczej na kadrze nauczycielskiej. Jest współtwórcą szkoły językowej w centrum Łodzi – EXPERTSCHOOL.