Jedzenie, spanie, patrzenie i dostrzeganie, przytulanie, itp. czynności staramy się wpoić dzieciom od momentu narodzin. Nie zastanawiamy się kiedy zacząć. Wiemy, że jest to konieczne, aby mogły żyć. Nie są więc zaskoczone, że nagle chcemy je przytulić i robimy z tego wielkie wydarzenie. To dla nich normalne, miłe, ale normalne. Dokładnie tak samo powinniśmy postąpić z czytaniem. Ot, cała filozofia!
Mózg noworodka jest niemal doskonale plastyczny. Każde dziecko rodzi się z nieprawdopodobnie dużą liczbą połączeń nerwowych, które powstają przez pierwsze lata życia. Liczba tych połączeń bezpośrednio przekłada się na inteligencję, pamięć, kreatywność i możliwość uczenia się. Ustala się ona właśnie podczas dojrzewania mózgu w pierwszych latach, a zatem zanim dziecko pójdzie do szkoły.
Aby pomóc dziecku zachować potrzebne połączenia nerwowe, trzeba mu umożliwić używanie tego nieprawdopodobnie skomplikowanego urządzenia wewnątrz czaszki. Dziecko, które widzi i rozpoznaje wiele ciekawych rzeczy, rozwija część mózgu odpowiedzialną za widzenie. To, które słucha różnych dźwięków, rozwija część mózgu odpowiedzialną za słyszenie.
Dziecko, które ma możliwość zapoznania się z literaturą, rozwija zdolności odpowiedzialne za rozumienie i tworzenie tekstu, za gramatykę, znajomość słownictwa i umiejętność wypowiadania się.
Piszę tylko o tym, czego sama doświadczyłam i wypróbowałam, więc w tym artykule powołam się na naukę czytania z naszą córeczką. Czytać zaczęliśmy jej bardzo wcześnie, bo jeszcze w okresie prenatalnym. Oczywiście czytaliśmy nasze książki i czasopisma, ale na głos. Gdy się urodziła, kontynuowaliśmy „nasz zestaw lektur” do jej 5. miesiąca. Odkąd skończyła 20 tygodni, zaczęliśmy kolekcjonować biblioteczkę Oliwii, która rozrasta się w zastraszającym tempie
Początkowo korzystaliśmy z serii czarno-białych książeczek (super sprawa!), z uwagi na fakt, że takie maluszki widzą świat w takich właśnie barwach. Z czasem przeszliśmy już na „prasę kolorową”, tak nazywamy tradycyjne, z dodatkiem koloru, lektury dla maluchów Jasna sprawa, te rymowane cieszyły się (i nadal cieszą) największym aplauzem. Szczególnie jedna pozycja należy do tych ukochanych, na szczęście nie tylko w oczach O., ale także jej mamy , jednak o tym napiszę innym razem.
No dobrze, czytamy dziecku na głos, ale co z jego samodzielnym czytaniem? Od kiedy zacząć wprowadzać literki? Takie mi się włączyło myślenie, z racji zawodu… Dobrze, że tylko myślenie, a nie działanie. Postanowiłam najpierw o tym poczytać, posłuchać mądrzejszych. I dobrze!
UWAGA!!! Absolutnie nie wolno wprowadzać literek i głosek zanim dziecko nauczy się czytać!!! To zupełnie nieprzydatna umiejętność, która tylko zraża młodego czytelnika do sięgania po książkę. Wiem, że dla polonisty może to być szok, ale takie są fakty. Pisze na ten temat m.in. Irena Koźmińska.
Okazuje się, że najlepszym sposobem i najbardziej naturalnym jest metoda Domana. Glenn Doman to najsłynniejszy amerykański fizjoterapeuta, który wymyślił sposób nauczania bardzo małych dzieci – czytania i matematyki oraz przekazywania im wiedzy encyklopedycznej.
Metoda globalnego czytania rządzi się szczegółowo opisanymi zasadami i dzieli naukę czytania na pięć etapów: pojedynczych wyrazów, wyrażeń dwuwyrazowych, prostych zdań, zdań złożonych oraz książeczek. Standardowe materiały do nauki przystosowane są do możliwości percepcyjnych niemowląt. Glenn Doman sugeruje rozpocząć naukę już w trzecim miesiącu życia dziecka.
Pomoce dydaktyczne do nauki globalnego czytania są szeroko dostępne. Ja zaczęłam od zestawu kart „Pierwsze słowa”, które zakupiłam na osiedlowej poczcie
Naukę czytania zaczynamy od słów z najbliższego otocznia, typu: mama, tata, babcia, dziadek, imię dziecka. Oczywiście takie „gotowce” (wyraz plus podobizna) znajdziemy bez problemu, co widać na zdjęciu poniżej, jednak nie polecam z nich korzystać.
Dlaczego? Przyznam, że oświeciła mnie reakcja mojej córci, która miała tak zdezorientowaną minę w momencie, gdy pokazałam jej kartę , na której widnieje podobizna pana z wąsem, a ja czytam „tata”… Domyślasz się, że tata O. nie ma wąsa i w ogóle do pana niepodobny Więc już nie robię z siebie wariata i członków rodziny pokazuję na zdjęciach lub na żywo.
Ostatnio nawet jestem zwolenniczką stosowania kart własnej roboty (na głównym zdjęciu w artykule) i dopasowywania do nich realnych odpowiedników. To świetna zabawa dla dziecka i rodziców
Podczas stosowania metody Domana pokazuje się dziecku słowa (a potem zdania) w zestawach złożonych z pięciu słów prezentowanych trzy razy dziennie. Należy pamiętać, że każdy wyraz prezentowany jest przez pięć dni, a następnie zastępowany kolejnym. Pięć dni z rzędu dziecko uczy się czytać pięciu konkretnych wyrazów, szóstego dnia jeden wyraz z zestawu jest zastępowany nowym i tak dalej. Dzieci prowadzone w ten sposób potrafią czytać nieznany tekst z pełnym zrozumieniem już w wieku dwóch lat!!!
Wierzę w to, że nie należysz do czytelników, którzy się wzburzą i stwierdzą, że nauka czytania niemowlaka to odbieranie mu dzieciństwa. Wspomaganie rozwoju dziecka w pierwszych latach życia absolutnie nie polega na przyspieszeniu tego procesu, ale na umożliwieniu dziecku pełnego wykorzystania jego wrodzonego, ogromnego potencjału. Jest to wykorzystanie dzieciństwa do tego, do czego zostało stworzone, a nie odbieranie go. Jeżeli coś nazwać można odbieraniem dzieciństwa, to jest nim sadzanie malucha przed telewizorem, ograniczanie pobytu na świeżym powietrzu, skazywanie dziecka na samotne spędzanie czasu w towarzystwie hałaśliwych zabawek, które edukacyjne są głównie z nazwy.
Żadna zabawka nie jest bardziej edukacyjna niż książka. Żadna zabawka nie zastąpi błogich chwil spędzonych w towarzystwie rodziców.
Jeśli temat Cię zainteresował, zapraszam do lektury artykułu na temat EDUKACJI PRZEZ CZYTELNICTWO.
ŹRÓDŁO:
Natalia i Krzysztof Minge: Odkrywam świat, Warszawa 2015, Edgard.