smile

REWOLUCJA CYFROWA DEGRADACJĄ DLA MÓZGU (cz.3.)

fot. link
 
Kilka tygodni temu, gdy biegałam na bielskim lotnisku, zauważyłam parę zakochanych siedzącą w jednej z altanek. Pomyślałam sobie: Romantycznie jak w „Panu Tadeuszu” smile Jednak gdy podbiegłam bliżej, aż mnie zmroziło. Oni wcale nie byli sobą uroczo zawstydzeni i nie zbierali myśli patrząc w ziemię, ale „klepali w komórki”!!! I czar prysł…
 
W tym cyklu artykułów biorę pod lupę głównie wpływ screen mediów na mózg dzieci i młodzieży. Powtarzam, nie jestem absolutną przeciwniczką cyfryzacji. Jednak mówię stanowcze NIE dla masowego wprowadzania tego typu „pomocy naukowych” do szkół. Chcę także ostrzec rodziców przed „uszczęśliwianiem” swoich pociech tego typu gadżetami.
 
Znowu, tytułem wstępu, pozwolę sobie przywołać słowa Manfreda Spitzera: Mózg dorosłego człowieka różni się diametralnie od rozwijającego się mózgu dziecka. Ten prosty fakt ignorują prawie wszyscy „eksperci” zabierający głos w dyskusji na temat cyfrowych mediów w sektorze edukacji.

OŁÓWEK CZY KLAWIATURA?

Co znaczy zwrot pojmować świat? W pewnym sensie odwołuje się do ujmowania świata w dłonie, dotykania go. Oczywiście nie tylko, ale w dużym stopniu poznawanie świata łączy się z jego empirycznym doświadczaniem. Zobaczyć, dotknąć i pobrudzić się błotem, to zupełnie inna sprawa niż zobaczyć błoto na obrazku. Radość radości nie równa, a wymiar edukacyjny nieporównywalny! Takiego przykładu nikt raczej nie zakwestionuje. A jak jest z pisaniem?
 
„Cyfrowej demencji” możemy przeczytać następujące zdanie: Jedna trzecia naszego mózgu odpowiada za motorykę, a więc za nasze działania, dzięki którym nie jesteśmy pasywnymi obserwatorami otaczającej nas rzeczywistości, ale w sposób aktywny kształtujemy własny świat.
 
Wykorzystanie motoryki małej w procesie edukacji znacząco zwiększa szansę na sukces dziecka. Wystarczy zresztą spojrzeć na małe dzieci. Jak one poznają świat? Przez ruch, dotyk, smak. Nikt ich tego nie musi nawet uczyć, ani tym bardziej namawiać, aby sprawdzili np. jak smakuje szczebelek łóżeczka. To jest dla nich naturalne. Możliwość nauki daje im autentyczną radość. One wcale nie oczekują od dorosłych imitowanych komórek, laptopów i tego typu „udogodnień”. Owszem, jeśli widzą rodzica przyklejonego do telefonu, to automatycznie chcą zobaczyć co TO jest, ale to już inna kwestia, inny temat.
 
Digitalizacja nauki pisania wpływa negatywnie na umiejętność czytania u dzieci i dorosłych. Uczenie się liter za pomocą klawiatury sprawia, że późniejsze ich rozpoznawanie przychodzi z trudem. Często rodzi to jeszcze większe problemy z dysleksją, ponieważ dziecko nauczone literek za pomocą ekranu, a nie tradycyjnego zeszytu, ma problem odróżnić literę od jej lustrzanego odbicia. Litery i cyfry najlepiej przyswajamy, pisząc ręczenie, podobnie jak poznajemy przedmioty, dotykając ich. Mózg przetwarza pojęcia przez działanie.
 
Masowe wprowadzenie laptopów do przedszkoli i szkół podstawowych to będzie cyfrowa rewolucja, ale na pewno nie w edukacji, a degradacji mózgu! Taki zabieg to zagrożenie dla optymalnego rozwoju umiejętności czytania u dzieci. A niewłaściwie rozwinięta zdolność czytania może stać się poważnym utrudnieniem w życiu szkolnym i zawodowym dla całego pokolenia.
 
Profesor Spitzer podsumowuje tę kwestię następująco: Jeśli chcemy, by z naszych dzieci wyrastali matematycy i specjaliści od informatyki, bawmy się z nimi paluszkami, a nie podsuwajmy im laptopów już w przedszkolach. A dla kogo język pisany jest czymś ważnym, ten powinien wybrać raczej ołówek niż klawiaturę.

MÓZG CZY CHMURA?

Amerykańscy naukowcy pokazali pewnej grupie badanych osób krótki film. Następnie część z nich miała rozmawiać na jego temat siedząc naprzeciwko siebie, a część za pomocą komputera. Po jakimś czasie ponownie ich zbadano. Okazało się, że grupa rozmawiająca w realu zapamiętała więcej szczegółów z oglądanego filmu niż ci, którzy dyskutowali o nim online. Wniosek? Bezpośredni, emocjonalny kontakt z drugim człowiekiem dostarcza mózgowi więcej bodźców niż ograniczona relacja za pośrednictwem komputera, co wpływa na jakość zapamiętywania. To po pierwsze.
 
Po drugie, odciążanie pamięci dzięki wykorzystywaniu cyfrowych mediów lub chmury nie tylko prowadzi do mniej intensywnej pracy mózgu, ale też zmniejsza gotowość do zapamiętywania tego, co dzieje się wokół nas. Kiedyś każdy pamiętał o ważnych wydarzeniach rodzinnych, dzisiaj większość ludzi wpisuje daty urodzin w kalendarz telefonu i „przypomina” sobie o nich dopiero wtedy, gdy usłyszy dźwięk alarmu i spojrzy na wyświetlacz. To prosta droga do Alzhaimera. Więcej na temat tego procesu możesz przeczytać TUTAJ.
 
Niezrealizowany cel zapamiętujemy lepiej niż ten, który wpiszemy w pamięć komputera. Oczywiście ta zależność dotyczy także zapisu na papierze, jednak „zachęcający” charakter mediów cyfrowych sprawia, że lekkomyślnie używamy funkcji „zapisz”, ponieważ bardzo łatwo możemy wszystko ponownie odnaleźć w sieci.
 
Podobnie rzecz ma się z „googlaniem”.  Gdy czegoś nie wiemy, co robimy? Wpisujemy hasło w wyszukiwarkę! Nie dzwonimy do mamy, babci, szwagra, ale pytamy „wujka Google”. Bez stresu, zażenowania czy wstydu, że tego jeszcze nie wiemy, szukamy i znajdujemy odpowiedź. Ale czy zapamiętujemy? Po co? Przecież zawsze możemy ten proces powtórzyć. Ważne, aby wiedzieć gdzie szukać, prawda? To zdanie miało sens kiedyś, gdy trzeba było biegać po bibliotekach, szperać po książkach i papierowych encyklopediach. Dzisiaj, jest kompletnie bez sensu, ponieważ nawet z decyzji „gdzie” jesteśmy zwolnieni. I tutaj rodzi się paradoks naszych czasów. Mamy dostęp do nieskończonego banku informacji, ale jesteśmy zwolnieni z myślenia.

EKRAN CZY EDUKACJA?

Taki wybór to przesada? Jeśli są Ci, którym się tak wydaje, przedstawię krótko wyniki badań wpływu codziennej dawki telewizji w dzieciństwie.
 
W Dunendin przebadano 1307 niemowląt wraz z ich rodzinami w formie tzw. kohortowego eksperymentu prospektywnego. Badanie to przeprowadzano regularnie co 2 – 3 lata, aż dzieci osiągnęły wiek dwudziestu jeden lat.
 
Okazało się, że wśród dzieci, które nie oglądały telewizji, albo oglądały jej mniej niż godzinę dziennie, procent osób bez wykształcenia był bardzo nikły, prawie żaden. Natomiast wykształcenie akademickie zdobyła taka sama ilość dzieci, co wykształcenie średnie z zawodem. Z kolei dzieci, które spędzały przed telewizorem powyżej trzech godzin dziennie nie ukończyły żadnej szkoły aż w trzydziestu procentach (!), a wykształcenie akademickie zdobyło niewielu. Z wyników eksperymentu wynika jasno, że negatywna korelacja między czasem spędzonym w młodości na oglądaniu telewizji, a poziomem wykształcenia, jest bardzo silna.
 
Zatem ci, którzy raczą najmłodszych „edukacyjnymi” programami, niech się zastanowią, do czego ta „edukacja” może doprowadzić. Owszem, takich badań na temat wpływu nowoczesnych mediów cyfrowych jeszcze nie ma, ale czy te przesłanki nie są wystarczające? Poza tym, czy chcemy ryzykować, aby niekontrolowany wpływ na nasze dzieci wywierała taka instytucja jak wolny rynek?
 
Jedno jest pewne, technologia mocno oddziałuje na nasz mózg, przyczyniając się do rozwinięcia jednych obszarów mózgu, a powodując degradację innych. Jeśli technologie intelektualne za bardzo odciążą nasz umysł, nasze obwody neuronalne osłabną i staniemy się umysłowymi impotentami.

FACEBOOK CZY FACE TO FACE?

Jakie myśli urodziły się w Twojej głowie, gdy zobaczyłeś zdjęcie widniejące pod tytułem artykułu?
 
Piękne młode dziewczyny, pozbawione blasku w oczach, bo tych oczu nawet nie widać! Idą w grupie, ale w ogóle się nie zauważają. Uroki słonecznej pogody też są mało atrakcyjne, albo i niedostrzegalne… Smutny widok…
 
Oczywiście mógłby mnie ktoś posądzić o przesadę, ale ten, kto pracuje w szkole, wie o czym mówię. A ten, kto jeździ z młodzieżą na wycieczki, doskonale zdaje sobie sprawę, jaką „walkę” trzeba stoczyć, aby telefony poszły w kąt.
 
Coraz częściej obrazek spod altanki na bielskim lotnisku okazuje się być czymś normalnym. Niedługo „Kocham Cię” wypowiedziane prosto w twarz, a nie wyznane na „fejsie”, będzie tak archaiczne, jak dzisiaj dla niektórych jest pisanie tradycyjnych listów.
 
„Facebook daje możliwość kontaktu z całym światem!” – takie zdanie często pada z ust młodzieży i dzieci (chociaż w regulaminie FB jest zapis, że osoby poniżej 13. roku życia nie mogą założyć swojego konta!!!). Owszem, jest to prawda, ale w ogromnym uproszczeniu. Który z nich tak naprawę z tym „całym światem” się kontaktuje?
 
Zespół kalifornijskich naukowców na grupie ponad trzech tysięcy dziewczynek przeprowadził badanie, weryfikujące wpływ Facebooka na rozwój systemu wartości i emocji jego użytkowniczek. Wykazało ono, że oglądanie filmów wideo i surfowanie po Internecie wpływało na nie niekorzystnie. Te, które stawiały na relacje w świecie realnym, były pogodniejsze i bardziej otwarte. Czuły się „normalne” i rzadziej wchodziły w rolę outsidera. Taki stan rzeczy potwierdzili także rodzice badanych.
 
Okazuje się, że jedynie dla 10% badanych internetowe przyjaźnie są źródłem pozytywnych emocji. Nawet najbardziej zapalone użytkowniczki cyfrowych mediów wyznały, że pozytywnych odczuć doświadczają głównie przez nawiązywanie kontaktów w realnym świecie. Z kolei negatywne emocje wiązały się u połowy ankietowanych dziewczynek z kontaktami w Internecie.
 
Myli się ten, kto wierzy, że nowoczesne możliwości utrzymywania kontaktów z innymi ludźmi nie jest obarczone negatywnymi skutkami. Anonimowość Internetu prowadzi do utraty samokontroli (tę cechę, kluczową dla sukcesu w każdej dziedzinie życia!!!, można wyćwiczyć tylko w świecie realnym) i sprawia, że nie musimy dbać o utrzymanie odpowiednich form zachowań społecznych. Ten, kto nie miał okazji do ich naturalnego rozwinięcia w świecie offline, najprawdopodobniej rozwinie zachowania odbiegające od norm.
 
Czy istnieją jeszcze inne negatywne skutki przedwczesnego bywania na salonach Facebooka? Owszem! Depresja i samotność, które obok braku samokontroli, stanowią najważniejsze czynniki stresogenne dla współczesnego społeczeństwa. Wspólnie prowadzą do jednego celu – obumierania komórek, co sprzyja rozwojowi demencji. UWAGA!!! U dzieci zastąpienie rzeczywistych kontaktów międzyludzkich portalami społecznościowymi może prowadzić na dłuższa metę do zmniejszania się społecznych modułów w ich mózgach.
 
Czy to nie absurdalne? Programy edukacyjne ogłupiają, a portale społecznościowe odspołeczniają! W wielkim uproszczeniu oczywiście, ale taka właśnie jest magia cyfrowej rewolucji! To, o co walczymy, znika!!! Prawdziwa magia…
 
Unikajmy cyfrowych mediów. Ograniczajmy je maksymalnie. Zwłaszcza w szkole! Skoro uczymy właściwych postaw, to róbmy to naprawdę i pokażmy, że można żyć inaczej, że świat realny jest ciekawszy i piękniejszy od tego cyfrowego. Uratujmy naszych uczniów przed demencją, otyłością, depresją, agresją i permanentnym niezadowoleniem z życia.
 


fot. link
 
NIE POZWÓL, ABY TWOI UCZNIOWIE, W KTÓRYCH DZISIAJ TĘTNI ŻYCIE, ZAMIENILI SIĘ W ZOMBI!!! MASZ NA TO WPŁYW!!!

NA ZAKOŃCZENIE TEGO CYKLU DOŁĄCZĘ APEL MANFREDA SPITZERA:
Ograniczmy czas, który dzieci poświęcają na obsługę nowoczesnych mediów. Badania potwierdzają, że to jedyny sposób przynoszący pozytywne efekty. Każdy dzień spędzony przez dziecko bez tych urządzeń, to uratowany czas.
 

ŹRÓDŁA:

Manfred Spitzer: Cyfrowa demencja. W jaki sposób pozbawiamy rozumu siebie i swoje dzieci, przeł. A. Lipiński, Słupsk 2013, Wydawnictwo Dobra Literatura.
Nicholas Carr: Płytki umysł. Jak Internet wpływa na nasz mózg., przeł. K. Rojek, Gliwice 2012, Helion.
www.rafalruba.pl

 

Jeśli temat Cię zainteresował, koniecznie przeczytaj wcześniejsze artykuły z tego cyklu:
 
Shopping Cart
Scroll to Top